„Ja, inkwizytor. Dotyk zła” Jacka Piekary to kolejny tom opowiadający o przygodach Modimera Madderdina – inkwizytora, który wiernie służy Świętemu Officium. W omawianym tu tomie, bohater Piekary osiąga już wiek dojrzały. Nareszcie staje się pełnoprawnym inkwizytorem i człowiekiem nieco bardziej stabilnym emocjonalnie. Należy wyraźnie zaznaczyć, że w żadnym wypadku nie wpływa to negatywnie na literacką atrakcyjność jego przygód.
Zasadniczą cechą twórczości Piekary, która bez wątpienia przysporzyła mu ogromnej popularności, zwłaszcza wśród młodszych czytelników, jest niepowtarzalny styl autora. U Piekary nie znajdziemy bowiem, ani pseudointelektualnych wywodów, ani dywagacji na temat ludzkiej moralności, nie znajdziemy również filozofii (w poważnym rozumieniu tego słowa). Autor z powodzeniem rezygnuje także z jakichkolwiek zabiegów służących mitologizacji lub mityzacji swoich bohaterów.
Jak zapewne łatwo przewidzieć, efekt przyjęcia takiej konwencji literackiej odniósł dwojaki skutek, który z powodzeniem podzielił czytelników na standardowe „pro-” i „anty-”. Z jednej strony bowiem zabieg taki skutecznie wyeliminował powyżej opisane pseudointelektualizmy, kierując całą powieść w kierunku rozrywki w najczystszym rozumieniu tego słowa. Z drugiej jednak strony – taka konstrukcja skutecznie zniechęciła czytelników bardziej wymagających, lubiących bardziej kontemplacyjne konwencje literackie. Z łatwością bowiem zarzucić można Piekarze brak wyższych wartości estetycznych, jakże cenionych w świecie szeroko rozumianej literatury.
Kto jednak powiedział, że miarą „prawdziwej literatury” (cokolwiek to sformułowanie znaczy) jest obecność metafizyki, filozofii i transcendencji? Jacek Piekara jawnie drwi sobie z takiego kanonu, obierając zupełnie inną drogę, za co zdecydowanie należy mu się szacunek. Fani dotychczasowych przygód inkwizytora z pewnością nie będą zawiedzeni. Książka zdecydowanie wytrzymuje porównanie z poprzednimi wydawnictwami autora. Gorąco polecam.