Postać Marcina Wolskiego jest dość charakterystyczna przynajmniej z kilku powodów. Przez wiele lat dał się nam poznać nie tylko jako literat, ale także felietonista, satyryk i radiowiec. Jego poglądy, z którymi nigdy się specjalnie nie krył, wielu zwykło uważać za dość kontrowersyjne, co tylko przysporzyło mu jeszcze większej popularności. Przejdźmy jednak do samej książki.
Pierwsza część powieści „Pies w studni” rozgrywa się we Włoszech, w schyłkowym okresie renesansu – okresie dość burzliwym dla ówczesnej Italii. Świat przedstawiony nieco wyłamuje się tu z kanonów literatury fantastycznej – mamy tu realistyczne opisy zabytków i dzieł sztuki, które wyraźnie ujawniają subiektywne opinie autora.
Wykreowana rzeczywistość obejmuje również kwestie religijne i kościelne, poruszając i (nieco pobieżnie) analizując problem kontrreformacji. Skoro o subiektywizmie mowa – czytając „Psa w studni” po prostu nie można oprzeć się wrażeniu, że cały skonstruowany przez autora świat, włączając bohaterów i ich poglądy, jest wyraźnie nacechowany specyficznymi poglądami autora. Nie chcę odbierać przyjemności tym, którzy do tej pory nie mieli okazji zetknąć się z twórczością Marcina Wolskiego, dlatego też nie zdradzę w tym miejscu, co dokładnie mam na myśli. Niemniej jednak, po przeczytaniu całej powieści, można odnieść wrażenie, że autor zaprezentował nam pewnego rodzaju utopię, która jest jedynie subiektywną wizją, a przez to spełnia wyłącznie jego wymogi, a nie wymogi uniwersalne.
Druga, dużo bardziej obszerna, część powieści przenosi nas do czasów współczesności. Rzeczywistość ta, w porównaniu z poprzednią, wydaje się być dużo bardziej przystępna czytelnikowi. Autor przedstawia tu naprawdę intrygującą i wielowątkową fabułę, która z pewnością potrafi zaciekawić niejednego czytelnika.